czwartek, 26 lutego 2015

Muzeum Powstania Warszawskiego, czyli krótkie rozważania o patriotyzmie.

Byłam ostatnio w Muzeum Powstania Warszawskiego.
O ile samo muzeum na pewno jest świetne to nie polecam zwiedzać go z przewodnikami (jak tak przeglądam zdjęcia z muzeum na Wikipedii to widzę,że w połowie sal chyba nie byłam ze względu na sposób oprowadzania i to,że byliśmy ostatnią grupą,a pani spieszyło się,żeby pójść wcześniej do domu). Chętnie pojechałabym tam jeszcze raz,ale już sama, żeby móc sobie posłuchać tego co opowiadają o Powstaniu ludzie,którzy je przeżyli, poczytać kartki z kalendarza (mam je,ale nie wszystkie,brakuje mi kilkunastu z września).
Tak to zwiedzałam nie chronologicznie i nie mogłam zwrócić uwagi na to, na czym najbardziej mi zależało.








Zgromadzone jest naprawdę wiele materiałów,chociażby te kartki z kalendarzy i wspomniane już przeze mnie filmy,w których wypowiadają się Powstańcy,dlatego właśnie nie należy zwiedzać tego na szybko/z przewodnikiem. Przewodnik ma ograniczony czas i nie pokaże wszystkiego, a wszystkie informacje i tak są od razu dostępne.












Jak głosi Wikipedia "W centralnej części parteru znajduje się stalowy Monument, przecinający dwa poziomy ekspozycji. Jego ściany pokrywają daty kolejnych dni powstania i ślady po pociskach. W tym „bijącym sercu walczącej Warszawy” zamknięto odgłosy powstańczej stolicy."
Bije w rytmie 63 uderzeń na minutę i  chyba właśnie ono wywarło na mnie największe wrażenie, głownie mam tu na myśli odgłosy. Stałam z uchem przy śladzie po pocisku i słuchałam jak jakaś kobieta śpiewa hymn. Skończyła i rozległy się odgłosy strzałów.



Pewna miła wolontariuszka spytała mnie tam czy muzeum szerzy wartości patriotyczne.
W pewnym sensie owszem, ale czy słusznie?



Sorry, mam odwagę i własne zdanie
i już nie zachwycam się przegranym powstaniem.
Sto pięćdziesiąt tysięcy, kto ich zastąpił?
im dłużej o tym myślę, tym bardziej w sens wątpię.


wtorek, 24 lutego 2015

Ulubione w lutym

W lutym miałam wielu tych samych ulubieńców co w styczniu, ale przedstawię w tym poście tylko nowych.




 




Reklamy w telewizji nie zostają w mojej głowie na długo. Ale te pomadki ciągle rzucały mi się w oczy, gdy przeglądałam strony typu weheartit.com (skąd pochodzi w sumie większość wrzucanych przeze mnie obrazków). I któregoś dnia, kiedy szukałam czegoś w Rossmannie trafiłam na nie i wzięłam. Skuteczna reklama to ta w internecie, nie w telewizji.Mam na razie bezbarwną miętową, ładnie pachnie, fajnie się rozprowadza, nawilża. Lubię ją i na pewno kupię jeszcze jakieś. 


Ciężko mi powiedzieć czy ta powieść jest genialna czy może to kompletny gniot. Jednakże gdyby była gniotem to odłożyłabym ją najpóźniej w połowie, a nie czytała szybko, jedynie z przerwami na przetrawienie.
Powieść pozbawiona patosu,ukazująca proste życie Henry'ego na które składa się praca,alkohol i seks.
Ale najważniejsze w tej książce są niedopowiedzenia. Z Faktotum krzyczy samotność, poszukiwanie sensu życia,swojego miejsca na świecie,może przeznaczenia.
Autor między wersami pyta o sens egzystencji.
Prosty język,krótkie rozdziały,lekko się czyta
Świetne zakończenie,które swoją prostotą podsumowuje beznadzieję życia bohatera.
Wulgarna,surowa,prymitywna i szowinistyczna,ale przecież ludzie też tacy są.
Nie jest to książka do końca pesymisyczna. Henry Chinanski ma może okropne życie,ale stabilne,jeśli stabilizacją można nazwać posiadanie co tydzień nowej pracy. Jest stabilnie,bo w końcu znajdzie nową i będzie znowu miał z co pić.
Nihilistyczna.
Na pewno nie dla kogoś,kto chce książki z ciekawą fabułą,bo tutaj tego nie ma,raczej chodzi o ludzi.



Mam białą wersję. Wielkim plusem dla mnie jest to,że rzeczywiście następuje od razu widoczna poprawa wyglądu skóry i właśnie dlatego znajduje się w ulubieńcach, bo poza tym ma sporo wad.





Śmiesznie tani. 
Świetny stosunek jakości do ceny. 
Na pewno nie bez wad, ale wady, które zauważyłam występują w o wiele droższych maskarach. Jestem na tak, chociaż wciąż szukam, czegoś, co dałoby teatralny efekt na moich krótkich rzęsach.  


 



Lody miętowe dosłownie śniły mi się po nocach.





Polecam zblendowane kiwi z bananem.

Cukrowy peeling z kiwi. Nieźle zdziera, wygodne opakowanie, dobra cena (zwłaszcza w promocji), ładnie pachnie, ma świetną konsystencję. 

poniedziałek, 23 lutego 2015

Lato pokaże,co robiłaś zimą-wpis motywacyjny

Jeśli jesteś jedną z tych osób, którym podobnie jak ja ciężko zwlec się z łóżka i zacząć ćwiczyć to ten wpis jest właśnie dla ciebie.
Ja jestem osobą,która uważa,że sport szkodzi zdrowiu i mogłabym opisać co najmniej sto sytuacji, które potwierdziłyby tę tezę. Wszystkie oczywiście z moim udziałem. Wystarczyłoby nawet samo zdjęcie moich nóg, które poorane są pamiątkami po tym jak przewróciłam się na rowerze po raz pierwszy czy też tysięczny. Ewentualnie poświadczyć mogą moje  ręce, które doznały wiele urazów podczas podjętych prób uprawiania sportu. Tudzież okulary, które traciły szkła, nawet, gdy byłam tylko widzem.
Kolejną kwestią jest to, że ucierpiało moje zdrowie psychiczne, bo jako łamaga i osoba, która realizuje się siedząc na kanapie, a nie stojąc na boisku, usłyszałam wiele na temat tego jaką niedorajdą jestem. W końcu dałam sobie z tym wszystkim spokój, co oczywiście nie przyczyniło się do zmniejszenia ilości doznanych urazów (patrz przykład z okularami). Ale do rzeczy. Im dłużej nie ćwiczyłam tym bardziej moja niechęć do aktywności fizycznej malała. 

Oczywiście nie była to zmiana o sto osiemdziesiąt stopni,ale pod koniec grudnia zaczęłam ćwiczyć. 
Może było to spowodowane nagłą utratą dobrego samopoczucia, może delikatną zazdrością, chęcią rywalizacji, dążenia do tego by być bardziej zadowoloną ze swojego ciała (pisałam o tym tutaj).
Potem motywacja zaczęła spadać, ale pomogła mi niezawodna Ania ze swoim rozwojownikiem klik
 
Co mnie motywuje?                   Pisałam już o tym tutaj. Wzięłam się za siebie po wrzuceniu takiego obrazka na weheartit.com. Więcej o tym możecie doczytać, jeśli klikniecie w podany przeze mnie link.  Ponadto zacytowałam tam bardzo mądre słowa, także polecam. Motywuje mnie właśnie takie obrazki jak na wymienionej przeze mnie stronie, oglądam i też tak chcę. Chociaż to jest tylko wspomagacz działania, bo tak na prawdę nie da się za pomocą magicznej różdżki sprawić, że ktoś nagle ruszy się z kanapy (o tym też w podlinkowanym tekście).
Co zrobić aby się nie zniechęcić? Nie odkryję tu oczywiście Ameryki, ale takie banały trzeba najczęściej powtarzać-stawiać sobie możliwe do osiągnięcia cele.  Ktoś kto ma astmę, a w dodatku całe życie unikał biegania nie przygotuje się w kilka miesięcy do maratonu i go nie wygra. Ale może poprawić swoją formę. Kolejną kwestią jest to, że należy podzielić sobie zmiany na etapy. Bez sensu jest rozpoczęcie od razu ćwiczeń na wszystko, bo skończy to się tylko zakwasami i zniechęceniem. Zmiany trzeba wprowadzać etapami, zwiększać stopniowo ilość ćwiczeń, itp. I ostatnia kwestia, również bardzo ważna: Dać sobie czas na osiągnięcie celu. 
I chyba najważniejsza rzecz, którą chcę powiedzieć. Zacznij teraz. Nie jutro, nie od poniedziałku, nie od marca. TERAZ.




niedziela, 22 lutego 2015

Krótka opowieść o życiu



Każdego dnia rodzi się wiele ludzi. On urodził się jeszcze przed wojną, w święto odzyskania niepodległości. Choć prawdopodobieństwo, że ktoś się urodzi jest niezwykle niskie-w końcu jego rodzice mogli zginąć podczas pierwszej wojny, nie zdecydować się na dzieci albo zdecydować na aborcję.
W sumie na to czy się urodzi miały wpływ już wybory i losy jego przodków ze starożytności.
Ale jednak rodzi się tak jak każdy z nas, mimo, że szanse na to były niższe niż to, że trafisz jutro szóstkę w totka.                     
Przeżywa wojnę.


Głód, który jest tak bliski, gdy podczas okupacji masz sześcioro rodzeństwa.
Ale jednak to przetrwał, podobnie jak wiele innych ludzi.
Potem poznaje kobietę.
Nawet nie wiem jak.
Jest od niego młodsza, siedem czy osiem lat.
Pobierają się.
Rodzi się syn.
Budują dom.
Rodzi się córka.
Pracują, często ponad siły.
Dzieci zakładają własną rodzinę.
Mają własne dzieci.
A zdrowie coraz bardziej szwankuje.
Ale przecież przeżył wojnę, nie da się tak łatwo złamać.
Wyrywa kolejne lata z paszczy śmierci, podczas gdy jego syn i jego dzieci zaczynają zawierać pakty z diabłem, na przemian z targowaniem się z Bogiem, z którym swoją drogą mają doczynienia tylko w niedzielę, by sprawić przyjemność matce i żonie. 
Wyrywa je chociaż czasami słysząc o tym,że umierają ludzie dziesięć lat od niego młodsi mówi, że na niego też już czas. 
Może Bóg się zlitował, diabeł wręczył długopis, może po prostu tak miało być, ale udaje się.
Na chwilę doceniasz życie.
Nawet promienie słońca dają szczęście i każdy oddech sprawia przyjemność i jest cudem.
A potem zastanawiasz się- co po tobie zostanie?
Dom?
Dzieci, wnuki i ich potomkowie?
Parę mebli, które stworzyłeś?
Obrusy, które wyszyłaś?
Kilka listów?
Zdjęcia w albumie albo na dysku twardym?
Blog?
Może trochę biżuterii, jeśli kupujesz ze srebra i złota.
Parę notesów?
Pamięć przecież przemija.
Może twoje wnuki będą przychodzić na twój grób, ale co do ich dzieci- wątpię.
A co jeśli nie będziesz mieć dzieci?
Rodzeństwo i ich dzieci?
Może, ale przecież to nieuchronne, że w końcu nastanie taki dzień, gdy zburzą twój pomnik i pochowają na twoich szczątkach kolejnych zmarłych.
Nie zmienisz tego.
Ale wiele rzeczy możesz.
Możesz wpłynąć na to, co po tobie zostanie.
Jaka pamięć.
Ile osób przyjdzie na twój pogrzeb.
Po co tak właściwie żyjesz?

środa, 18 lutego 2015

Kolejne podsumowanie roku,tym razem trochę inaczej.

Co prawda podsumowanie roku było już, ale związane z nowym rokiem,a nie z urodzinami, które miałam kilka dni temu. Czyli lewostronnie jest to dwa miesiące mniej,a prawostronnie-dwa więcej.
Jakoś nie pamiętam tych dawniejszych dwóch miesięcy,które wyłączam z podsumowania, ale cały rok tak, chociaż nie mam nawet pojęcia jak spędzałam urodziny. Tyle co sobie na facebooku życzenia z tamtego roku przejrzałam (dostałam wiersz od przyjaciółki).





I chociaż przy pierwszym podsumowaniu pisałam, że ten rok jak zwykle miał być moim, ale nic w tym roku mi nie wyszło to chyba jednak trochę był. Na pewno nie tak jak chciałam, ale zaszło w nim wiele zmian na lepsze.




W tamtym roku kilka razy udało mi się osiągnąć coś, czego pragnęłam. Bezgraniczne poczucie szczęścia. 
Co więcej, raz nie było one związane z ludźmi. Opowiadałam już chyba o tym. Był kwiecień, a może już maj. Ale raczej kwiecień, bo były to pierwsze promienie słońca tak silne, że mogłam zdjąć kurtkę i w samym swetrze było mi ciepło. Siedziałam z przyjaciółką na murku, słońce ogrzewało mi plecy i byłam szczęśliwa.
Chyba właśnie do czegoś takiego chcę dążyć. 


Zrobiłam coś wreszcie ze swoim wyglądem.
*Ścięłam włosy,zadbałam o nie.
*Przekłułam sobie ucho, tak jak zawsz chciałam, ale wszyscy pytali się po co mi trzecia dziurka.
*Przestałam obgryzać paznokcie.
*Zaczęłam się malować.
*Powoli zaczynam się lepiej ubierać.
*Odnalazłam w sobie jakąś kobiecość? Nie wiem jak to nazwać. Lepiej czuje się w sukienkach, lubię się malować. Chociaż wciąż chodzę okropnie i nie wiem jak to zmienić, ale to taki cel na nowy rok :))


To jest związane z poprzednią kwestią.
Poprawiłam swoją samoocenę, chociaż nadal mam z tym problem i to również cel na nowy rok, bo chcę, żeby było lepiej.
Bardzo pomaga mi w tym blog Ani




Próbowałam nowych rzeczy, zawarłam nowe znajomości.
Nieco otworzyłam się na ludzi, chociaż czasami to był zły wybór.
Z tym, że dziś mogę powiedzieć, że nie żałuję i te niepowodzenia dały mi siłę do tego, żeby nadal próbować.



Dałam sobie spokój z czymś, co musiałam robić. Teraz nie muszę. Postawiłam na swoim, chociaż wszyscy mówili mi, że przesadzam i na pewno nie jest tak źle oraz, że warto to robić i będę żałować niedługo.
Było tak źle, chociaż oczywiście również mnie wzmocniło, uodporniło na upokorzenia. 
Zaprzestanie tego bardzo poprawiło moje samopoczucie.
To była naprawdę dobra zmiana i jakby spowodowała, że wierzę w słuszność swoich wyborów.

Rozwijałam się muzycznie.
Czytelniczo też, ale to dopiero pod koniec, w styczniu i to również mam nadzieję kontynuować.


Momentami było szaro,buro i ponuro albo byłam pełna złości.





Wcześniej napisałam, że otworzyłam się na ludzi. Z tym, że równocześnie się na nich zamknęłam, przestałam się tak nimi przejmować, zlałam większość znajomości i chyba właśnie to pozwoliło mi się otworzyć.





Chciałabym, żeby ten rok był szczęśliwszy, pełen nowych znajomości i żebym realizowała w nim postawione sobie cele.

A jak wy zmieniacie swoje życie?


niedziela, 8 lutego 2015

Karnawał, czyli wieś tańczy, wieś śpiewa oraz rolnik szuka żony



Wspominałam już chyba, że mieszkam w niedużym mieście, w którym trudno znaleźć rozrywkę. Dlatego wszyscy szturmem uderzają do klubów
Moja kuzynka przyjechała sobie na weekend do rodziców, od ładnych kilku lat mieszka w Warszawie i chyba się już odzwyczaiła od tych małomiasteczkowych rozrywek. Chciała pójść na jakieś piwo z koleżanką.
Wybór jest niebywały-aż cztery kluby, każdy lepszy od poprzedniego! Do każdego przybywają ludzie z okolicznych wsi, którzy zwykle piją przed swoimi samochodami, bo nie chcą pić w klubach z powodów finansowych, a niewiadomo czemu nie robią tego w domu. Mieszkać przy tych klubach to piekło na ziemi, właśnie ze względu na nich.
Czasami jeszcze przyjeżdżają do galerii. 
Wspomniałam już czym przyjeżdżają?
Otóż rozklekotanymi polonezami, w których siedzą po dziesięciu. Gdy jest cieplej oczywiście mają uchylone na maksa szyby i dzięki temu mogę sobie posłuchać disco polo oraz ich komentarzy na temat mojego tyłka, gdy jadę przy nich rowerem. Zresztą komentarze to pół biedy, najgorzej jest, gdy któryś chce nieumyślnie spowodować moją śmierć, czyli chce mnie klepnąć, w rezultacie ja tracę panowanie nad rowerem i prawie wpadam im pod koła.

Wracając do klubów. 
W jednym bywają prawie same gimbusy, ale tylko tam są koncerty, z tym, że akurat jej ten, który się miał odbyć nie interesował. 


W drugim bawi się liceum i studenci, z tym, że jest głośno i drogo. W trzecim bawią się licealiści, którzy mają coś nie tak z głową bądź nie stać ich na drugi oraz masa ludzi z okolicznych wsi. Czwarty jest mało popularny, dlatego właśnie wybór padł na niego.
I co się okazało?
Otóż, w cywilizowanym świecie mężczyźni w klubach na ogół szukają kobiet na jedną noc i vice versa (wiem, że generalizuję).
Tutaj przyjeżdżają rolnicy, którzy szukają żon.
Bije od nich aura, po której można twierdzić, że się nie trudzą myśleniem, ponadto mówią z uroczym zaciąganiem.
Natomiast „miastowe” dziewczyny chodzą szukać mężów, ubrane w niebotycznie wysokie, połyskujące szpile z czubem, z których zawsze się śmieję, gdy jestem w sh i akurat przechodzę przy wieszakach z odzieżą karnawałową/sylwestrową. Kiedyś zastanawiałam się kto kupuje coś takiego.
Dziś już wiem.
Wracając do tych dam, które mdleją za każdym razem, gdy zaczepi ich rolnik to trochę szkoda mi ich, bo w tych rolnikach widzą szansę na wyrwanie się z kawalerki, w której mieszka pięć osób.

A ci rolnicy, jak sami przyznają (przyjaciółka kuzynki z czasów podstawówki i gimnazjum umawia się właśnie z takim rolnikiem, którego poznała w klubie) szukają miastowych żon.
Ich dzieci będą robić tak samo.
Lubię też opowieść o dziewczynie, której rodzice zapłacili zaliczkę za salę na wesele, a ona rozstała się z narzeczonym i wyszła za mąż za jakiegoś faceta z okolicznej wsi, którego poznała właśnie w klubie, żeby się te pieniądze nie zmarnowały. 
 
W sumie ten wpis miał tylko na celu wylanie z siebie nienawiści do miejsca, w którym się mieszka.
Zakończę go tylko słowami, które usłyszałam po tej opowieści:
-Niedopowiedzenia, rób wszystko, żeby się stąd wyrwać do Warszawy. Inni ludzie, inna mentalność, zupełnie inny świat. Jak nie zrobisz tego to w końcu skończysz jako dziewczyna rolnika, który szukał żony.

czwartek, 5 lutego 2015

Ulubione w styczniu

Post co prawda ukazuje się w lutym,ale to kwestia tego,że dopiero niedawno pomyślałam,aby wprowadzić coś takiego.
A co wy najbardziej polubiliście w styczniu? 

Odżywka poprawiła stan moich włosów. Dzięki niej łatwiej się rozczesują, są lśniące,wygładzone i nawilżone. Do tego ładniej się układają.







Tekst, do którego lubię wracać. Mówi o rzeczach, których warto się nauczyć i których powinnam się nauczyć.


 

 

Nie wiem dlaczego, ale właśnie na myśl o tych perfumach nasuwa mi się stwierdzenie black magic.
Oprócz tego perfumy te kojarzą mi się z czerwonymi ustami i wieczorową sukienką. Chociaż nie są to perfumy tylko na wieczór. Jedno jest pewne-wyróżniają się.
Opis prawie nie kłamie-perfumy rzeczywiście są kobiece i zmysłowe,z tym, że nie nazwałabym ich subtelnymi.
Są wyraziste,jednakże nie duszące.
Lubię ten zapach,mam wrażenie,że pasuje do mnie. 






 Wpis o najpiękniejszym słowie na świecie i nie chodzi tu o "kocham cię". Spodobał mi się, aczkolwiek nie wracam, bo powtórnie czytam wpisy, które motywują mnie do zmienienia czegoś,a sztukę, o której mowa w tym tekście mam doskonale opanowaną.






Co do tego kosmetyku mam mieszane uczucia, ale trwałość czyni je ulubieńcami.









Świetny wpis o ocenianiu, powierzchowności i pierwszych wrażeniach





W styczniu oglądałam Pamiętniki Wampirów






Polubiłam robić przysiady, chociaż efektów za bardzo nie widzę, ale to raczej kwestia tego,że mi zależy na udach,a nie na tyłku, a o to ciężej.

wtorek, 3 lutego 2015

Trochę o priorytetach,związkach i ludziach, czyli wyznania wrażliwej egocentryczki #2

Wciąż dziwię się ludziom i chyba nie zamierzam przestać.


-Hej,Niedopowiedzenia,słuchaj ja ostatnio bla bla bla bla
-No.
Bla. Bla. Bla
.
.
.
Pół godziny później:
-Rozumiesz?
A ty wciąż o tym samym? Nie,nie rozumiem. I w sumie to chyba nawet nie chcę.

Akurat osoba,z którą wtedy rozmawiałam jest mi obojętna, niby czasem drażni, ale zwykle nawet jej nie zauważam, a rozmawiając z nią myślę o obiedzie/czytanej właśnie książce/za ile będę w domu/co jeszcze muszę danego dnia zrobić.

Z tym,że problem rodzi się, gdy osoba, z którą rozmawiam jest dla mnie ważna czy tam lubię ją.
Mam przyjaciółkę, z którą zwykle miałam podobne poglądy i nadal są często spójne, ale ostatnio wyrasta między nami jakby wielki mur. Są różne spięcia wynikające z tego jakie mamy priorytety.
Ja się wściekam jak ona pyta się mnie czemu się czymś tak emocjonuję, ewentualnie, gdy twierdzi, że wymyślam sobie problemy,a ja patrzę pobłażliwie na rzeczy, które pochłaniają jej czas.
Jakoś się dogadujemy zwykle,ale rysy są.





Znam chłopaka, który jest mądry (mam na myśli wiedzę),spokojny i w pewnym momencie wydawało mi się, że czas właśnie poszukać kogoś takiego. Chociaż zawsze gustowałam winnych ludziach.
Mamy kompletnie inne charaktery i w końcu to wyszło. On chciał równocześnie ciepła w domu i ognia na mieście i jakoś nie potrafił uświadomić sobie, że wóz albo przewóz. Spasował jak posłuchał moich opinii na różne tematy i tego, że nie zamierzam siedzieć w domu i wychowywać gromadki dzieci i gotować mu dwudaniowych obiadków, podczas gdy on będzie realizował się zawodowo. No bo jak to nie chcę być Matką Polką i jak mogę mówić,że żadnych dzieci przed trzydziestką no i jak to możliwe, że mam inne poglądy niż ogólnie panujące?! Ostatnio umówił się z dziewczyną, która jest dla niego prawie, że idealna. Zgadza się z nim we wszystkim, jest skromna i nie przeklina (wspomniałam,że mówił,że kobiety nie mogą przeklinać,pić wódki z butelki i studiować kierunków ścisłych?),co więcej, jest typową panią domu. Oprócz tego jest bluszczem i nudziarą.


I tak płynnie przechodzę do pewnych kobiet, których największym osiągnięciem życiowym będzie/było wyjście za mąż.
Dziwi mnie trochę, gdy ktoś mówi o związku jako celu, takiej jakby potrzebie. Wiecie, opowiadają mi o swoim planie na życie, w którym jest dziecko od razu po ślubie, ślub od razu po magisterce i czasami mam wrażenie, że to ten ślub jest celem samym w sobie, a kandydat na męża będzie pierwszy z brzegu, byle sztuka.
I to przerażone spojrzenie, gdy mówię, że ślub nie jest moim największym życiowym marzeniem.
-Ale jak to, nie chciałabyś założyć pięknej białej sukni i być prowadzoną przez ojca do ołtarza?
Suknię jak będę chciała to sobie kupię i pójdę w niej na imprezę, bez konieczności bycia hipokrytką i stawania pod tym ołtarzem,obiecując,że wychowam dzieci w wierze chrześcijańskiej. Dużo dzieci,ile Bóg da. A wydaje mi się, że mój ojciec odetchnął by z ulgą,bo nie czuł by presji,by się wyspowiadać i iść do komunii.



Ale to chyba kwestia tego, że od najmłodszych lat słuchałam, że kobieta ma być niezależna ekonomicznie i psychicznie, a potrzeba to słabość.
Mam na myśli to, że kobieta potrzebująca kogoś to słaba kobieta, a silna kobieta może kogoś mieć, ale to będzie jej chęć, a nie przymus, byle sztuka była.



To też trochę kwestia charakteru, większość idzie w prawo, a ja skręcam w lewo. No i właśnie takiego negowania wszystkiego, poglądu, że to co powszechne nie koniecznie jest dobre i że nie trzeba biec za tłumem, tylko iść spokojnie, nawet jeśli mijające nas osoby będą patrzyły protekcjonalnie,bo tak na prawdę ich zdanie niewiele wnosi.
Zresztą jakie zdanie?
Powtarzane po innych,bo przecież nie własne.







Edit: Chyba nie wyraziłam się dokładnie. Miłość nie jest przeze mnie wyśmiewana, chyba, że towarzyszy jest zależność, mówienie w pierwszej osobie,ale liczny mnogiej. Jak najbardziej zgadzam się z tym, że ludzie chcą mieć kogoś bliskiego i to jest naturalne, też tego chcę. Z tym, że jest wielka różnica między pragnieniem posiadania kogoś bliskiego, z kim będziemy mieli o czym rozmawiać, mieli podobne poglądy, priorytety, plany na przyszłość, a potrzebą posiadania kogokolwiek, taka sztuka dla sztuki, zupełnie bez przekazu.



                

                Mnogość stylów życia relacji nie spaja