niedziela, 12 kwietnia 2015

Doceniam

Doceniam to, że w kilku momentach swojego krótkiego życia dostałam kopa w dupę, który pozwolił mi spojrzeć na wszystko inaczej. 
Gdyby nie jedna z takich sytuacji mogłabym być podstawiona w tym dialogu w miejsce Caroline
(swoją drogą głęboki serial,Niedopowiedzenia,co się stało z twoim postanowieniem o oglądaniu wartościowych rzeczy?! Nie udawaj,że w ten sposób uczysz się angielskiego,przecież oglądasz z napisami!)
Caroline: „Chcę być głęboka. Jak otchłań”
Matt: „Bez obrazy, ale to nie w twoim stylu.”
Caroline: „Właśnie. Jestem płytka. Gorzej. Jestem jak brodzik.

Dzięki temu odsunęłam się od pewnych osób i chociaż kilka nocy przepłakałam to wyszło mi to na dobre, bo dziś patrzę na nie i widzę, że gdybym dalej się z nimi zadawała to byłabym płytka jak one. W miejscu one możemy stosować zamiennie wymieniony wyżej brodzik. 








Doceniam kopa, którego dostałam całkiem niedawno. Wiecie, byłam już silniejsza niż po sytuacji, którą wymieniałam wcześniej, już po pierwszych zmianach, wzmocniłam się, zrobiłam przez ten czas parę głupot, z których wyciągnęłam nauczkę i raptem poznałam kogoś. Kogoś, kto był zupełnie nie w moim typie. Ani z wyglądu, ani z charakteru. Z tym,że mimo to jakoś się zbliżyliśmy. Wtedy jeszcze nie znaliśmy się dobrze,żadne różnice poglądów nie wynikły,to była prosta i przyjemna relacja. Ot,przez ten krótki czas byliśmy kumplami, o ile kumple ciągle się przytulają i trzymają za ręce. 
Woda i ogień, niebo i ziemia, rodzina i znajomi zwiastowali, że będziemy parą.
I wtedy on zaczął opowiadać mi o dziewczynie, w której jest zakochany. 

O tym, jaka ona jest. 
Po prostu niesamowita.
Piękna w każdym calu,inteligentna,utalentowana,wrażliwa,ot ideał. Gdyby nie pył na butach można by pomyśleć, że umie latać.
I wtedy odezwała się we mnie ta głupsza strona. Wszystko co sobie wypracowałam,cała ta pewność siebie legła w gruzach. Pewnie, mogłam być sobie głęboka niczym Bałtyk,ale przecież ona jest oceanem. Mogę sobie wyglądać okej,ale czym jest okej przy byciu olśniewająco pięknym? 
Po tym jak sobie porządnie popłakałam wzięłam się w garść i zaczęłam się zmieniać. 


Z tym,że zaczęłam się zmieniać tak,by się przypodobać jemu.
Co oczywiście nie dawało efektów,bo o ile mogę pracować nad swoim wyglądem, tak by był choć trochę podobny do jej to przecież z totalnego beztalencia nie stanę się wybitna. 
Co mi więc pozostało?  
Mogłam zmienić charakter.
Ale wtedy uświadomiłam sobie,że tego wcale nie chcę. 
Że nie chcę tak naprawdę być taka jak ona.
Zaczęłam zmieniać się dla siebie, chcąc stać się lepszą wersją siebie,a nie kopią kogoś innego. 
I doceniam to. 


Doceniam to, że: 
*Nauczyłam się wyciągać wnioski z różnych nieszczęść
*Uświadomiłam sobie, że zmieniać mam się dla siebie, a nie dla kogoś. 
*Zrozumiałam, że mam szukać kogoś dla kogo będę oceanem, a nie brodzikiem oraz, że ktoś, kto uważa, że pływa w brodziku zawsze będzie tęsknił za wielkimi oceanami.
*Przestałam chcieć przypodobać się innym ludziom i zrozumiałam, że to ja muszę lubić siebie, bo to ja ze sobą spędzam całe swoje życie, nie inni.




Wpis został napisany w ramach projektu Kwiecień w słowach.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bardzo się utożsami z tym co napisałaś. Też dostałam nie jednego kopa, ale wyszłam z tego cała. Silniejsza niż przedtem.

Unknown pisze...

:)
Przychodzi mi do głowy jedna myśl: "Czasami musimy stracić coś dobrego by przytrafiło nam się coś lepszego", też tak myślisz?
Te kopniaki od życia są bardzo motywujące jeśli umie się je dostrzec i wykorzystać.
Niektórzy wolą być kopani po dupskach przez całe życie i nie wyciągają z tego żadnych wniosków.
Szkoda. Ale dobrze, ze to nie my :)
Pozdrawiam :)

Prześlij komentarz

Cieszę się, że Cię tu widzę :) Miło mi Czytelniku, że przeczytałeś mój tekst i chcesz napisać komentarz :)