Wciąż dziwię się ludziom i chyba nie zamierzam przestać.
-Hej,Niedopowiedzenia,słuchaj ja ostatnio bla bla bla bla
-No.
Bla. Bla. Bla
.
.
.
Pół godziny później:
-Rozumiesz?
A ty wciąż o tym samym? Nie,nie rozumiem. I w sumie to chyba nawet nie chcę.
Akurat osoba,z którą wtedy rozmawiałam jest mi obojętna, niby czasem drażni, ale zwykle nawet jej nie zauważam, a rozmawiając z nią myślę o obiedzie/czytanej właśnie książce/za ile będę w domu/co jeszcze muszę danego dnia zrobić.
Z tym,że problem rodzi się, gdy osoba, z którą rozmawiam jest dla mnie ważna czy tam lubię ją.
Mam przyjaciółkę, z którą zwykle miałam podobne poglądy i nadal są często spójne, ale ostatnio wyrasta między nami jakby wielki mur. Są różne spięcia wynikające z tego jakie mamy priorytety.
Ja się wściekam jak ona pyta się mnie czemu się czymś tak emocjonuję, ewentualnie, gdy twierdzi, że wymyślam sobie problemy,a ja patrzę pobłażliwie na rzeczy, które pochłaniają jej czas.
Jakoś się dogadujemy zwykle,ale rysy są.
Znam chłopaka, który jest mądry (mam na myśli wiedzę),spokojny i w pewnym momencie wydawało mi się, że czas właśnie poszukać kogoś takiego. Chociaż zawsze gustowałam winnych ludziach.

Mamy kompletnie inne charaktery i w końcu to wyszło. On chciał równocześnie ciepła w domu i ognia na mieście i jakoś nie potrafił uświadomić sobie, że wóz albo przewóz. Spasował jak posłuchał moich opinii na różne tematy i tego, że nie zamierzam siedzieć w domu i wychowywać gromadki dzieci i gotować mu dwudaniowych obiadków, podczas gdy on będzie realizował się zawodowo. No bo jak to nie chcę być Matką Polką i jak mogę mówić,że żadnych dzieci przed trzydziestką no i jak to możliwe, że mam inne poglądy niż ogólnie panujące?! Ostatnio umówił się z dziewczyną, która jest dla niego prawie, że idealna. Zgadza się z nim we wszystkim, jest skromna i nie przeklina (wspomniałam,że mówił,że kobiety nie mogą przeklinać,pić wódki z butelki i studiować kierunków ścisłych?),co więcej, jest typową panią domu. Oprócz tego jest bluszczem i nudziarą.
I tak płynnie przechodzę do pewnych kobiet, których największym osiągnięciem życiowym będzie/było wyjście za mąż.

Dziwi mnie trochę, gdy ktoś mówi o związku jako celu, takiej jakby potrzebie. Wiecie, opowiadają mi o swoim planie na życie, w którym jest dziecko od razu po ślubie, ślub od razu po magisterce i czasami mam wrażenie, że to ten ślub jest celem samym w sobie, a kandydat na męża będzie pierwszy z brzegu, byle sztuka.
I to przerażone spojrzenie, gdy mówię, że ślub nie jest moim największym życiowym marzeniem.
-Ale jak to, nie chciałabyś założyć pięknej białej sukni i być prowadzoną przez ojca do ołtarza?
Suknię jak będę chciała to sobie kupię i pójdę w niej na imprezę, bez konieczności bycia hipokrytką i stawania pod tym ołtarzem,obiecując,że wychowam dzieci w wierze chrześcijańskiej. Dużo dzieci,ile Bóg da. A wydaje mi się, że mój ojciec odetchnął by z ulgą,bo nie czuł by presji,by się wyspowiadać i iść do komunii.
Ale to chyba kwestia tego, że od najmłodszych lat słuchałam, że kobieta ma być niezależna ekonomicznie i psychicznie, a potrzeba to słabość.
Mam na myśli to, że kobieta potrzebująca kogoś to słaba kobieta, a silna kobieta może kogoś mieć, ale to będzie jej chęć, a nie przymus, byle sztuka była.
To też trochę kwestia charakteru, większość idzie w prawo, a ja skręcam w lewo. No i właśnie takiego negowania wszystkiego, poglądu, że to co powszechne nie koniecznie jest dobre i że nie trzeba biec za tłumem, tylko iść spokojnie, nawet jeśli mijające nas osoby będą patrzyły protekcjonalnie,bo tak na prawdę ich zdanie niewiele wnosi.
Zresztą jakie zdanie?
Powtarzane po innych,bo przecież nie własne.
Edit: Chyba nie wyraziłam się dokładnie. Miłość nie jest przeze mnie wyśmiewana, chyba, że towarzyszy jest zależność, mówienie w pierwszej osobie,ale liczny mnogiej. Jak najbardziej zgadzam się z tym, że ludzie chcą mieć kogoś bliskiego i to jest naturalne, też tego chcę. Z tym, że jest wielka różnica między pragnieniem posiadania kogoś bliskiego, z kim będziemy mieli o czym rozmawiać, mieli podobne poglądy, priorytety, plany na przyszłość, a potrzebą posiadania kogokolwiek, taka sztuka dla sztuki, zupełnie bez przekazu.
Mnogość stylów życia relacji nie spaja