sobota, 31 stycznia 2015

FOTOstyczeń


Przyszedł czas na podsumowanie pierwszego miesiąca w tym rok, czyli ostatnią część projektu
Styczeń w słowach. Dopytywałam Klary i zdjęcia nie koniecznie muszą być mojego autorstwa, nie mam za bardzo sprzętu, którym mogłabym je robić, może następnym razem.



Wraz z Nowym Rokiem miałam zamiar przestawić się na zdrowszy tryb życia i zacząć jeść więcej owoców,warzyw i co najważniejsze śniadania.
Udało się przez pierwsze pół stycznia,ale wrócę do tego w lutym.



Muszę przyznać, że styczeń był dla mnie złym miesiącem.
Byłam bez powodu ciągle zła.
Na wszystko i wszystkich.
I ta złość pochłaniała mnie tak, że nie miałam energii na nic innego. 


W styczniu straciłam masę czasu, w którym mogłam robić coś pożytecznego na oglądanie Pamiętników Wampirów.
Wkręciłam się bardzo, mam już obejrzany cały sezon piąty i trzeci, jestem prawie na bieżąco z szóstym i zaczęłam czwarty.
Lubię tak oglądać,chociaż wiem co się wydarzy,bo zaczęłam od piątego.





Zaczęłam robić przysiady.
Pozwolę sobie zacytować Elljota:
"Nie ma, nie istnieje, nie da się jej znaleźć. Motywacja nie działa, przynajmniej ta z bodźców zewnętrznych.

"Ja nie motywuję się do działania, ja po prostu wstaję i robię."

A jak koniecznie chcesz, żeby ktoś Ci powiedział coś, żeby ruszyć się z miejsca, to po prostu przestań marnować swój czas."

Co prawda o motywację pytałam nie po to, żeby się zmobilizować, tylko, potrzebowałam przykładów do postu Dla siebie, który w rezultacie przybrał zupełnie inną formę, ale te słowa zdecydowanie tu pasują.

Mnie zmusiło do wzięcia się za siebie wrzucenie takiego obrazka na http://weheartit.com. Ostatnio staram się dotrzymywać obietnic, które sobie składam.
Skończyłam już robić przysiady z tych serc, które mam pod jednym takim obrazkiem no i robię z drugiego, z tym, że idzie mi to o wiele mozolniej, bo tracę zapał, a do tego jest ich o wiele więcej, bo niechcący wrzuciłam to w godzinach, w których najwięcej osób przesiaduje przed komputerem.


Miałam też zamiar wziąć się za książki,które warto przeczytać,a nie takie, które są tylko pochłaniaczem czasu. Zaczęłam od twórczości Bukowskiego. Nie mogę na razie dużo powiedzieć,bo dopiero zaczęłam pierwszą książkę i przeczytałam dopiero około pięćdziesięciu stron.
Jakoś opornie mi ostatnio wszystko idzie.
Aczkolwiek jestem zadowolona, że chociaż trochę realizuję to postanowienie.




Skomplikowałam pewną relację.













A jak Wam minął styczeń?



wtorek, 27 stycznia 2015

Wyznania wrażliwej egocentryczki #1

Chyba znowu potrzebuję bloga, który pełniłby rolę terapeutyczną, jako, że nigdy na dłużej nie zatrzymałam się u psychologa, chociaż z pewnością byłabym dla nich ciekawym przypadkiem, jako, że pracują w mieście, w którym do psychologów chodzą tylko dzieciaki, które biją rówieśników na przerwach oraz bezrobotne kobiety, które nie mają co zrobić z nadmiarem wolnego czasu i chcą się wygadać.
Mentalność Polski C-ktoś, kto korzysta z pomocy psychologicznej to wariat.
Ostatnio dużo myślałam nad pewną sprawą (tak, możecie bić już brawo). I mam pewną teorię.  

W sumie ten blog właśnie tym jest-zbiorem moich myśli, teorii, refleksji.
Jestem wrażliwą,emocjonalną egocentryczką. Z tym, że zamiast unikać silnych emocji, które raczej korzystnie na mnie nie wpływają, to ich szukam.
Lubię adrenalinę. Ciemne uliczki, pyskowanie do osiedlowych ćpunów albo chociażby prowokowanie nerwowych znajomych. Pierwsza szczera spowiedź od długiego czasu.  Lubię czuć.  
"Pamiętaj, to emocje, emocje powodują że jesteśmy ludźmi."



"-Dlaczego nie pozwalasz by ludzie dostrzegli w tobie dobro?
-Bo tego by się po mnie spodziewali. Nie chcę zaspokajać czyiś oczekiwań."



Krążę dzisiaj wokół tematu i nie mogę dojść do sedna. Moja druga strona, natomiast mówi, żeby unikać dobrych emocji, bo one rodzą przywiązanie.
Paradoksalne, że przez te przyjemne wspomnienia cierpimy najbardziej.
Z kolei przywiązanie to zależność, a zależność to słabość.
Kiedyś dążyłam właśnie do głębszych relacji. Z tym, że nauczyłam się patrzeć w przyszłość.
W sumie na większości tych relacji się zawiodłam. Jestem trochę jak psy, za którymi swoją drogą nie przepadam- dopóki ktoś ich nie skrzywdzi to nie zaczną gryźć. No i one potem, tak jak ja, gryzą nawet bez większego powodu. Zapobiegawczo.Gorzej jak ktoś odda.
Wtedy cierpi ta moja strona, która potrzebuje ludzi jak powietrza.


"Nie wiem co to rozsądek, tylko emocje mówią prawdę"


sobota, 24 stycznia 2015

Nie tylko słowa


Te kilka słów, które możesz wpuścić pod skórę,
Czasem ważą tyle, że mogę tego nie unieść,
To musi być lepsze niż jutro i pojutrze
 Chcę je tylko usłyszeć, a potem mogę umrzeć.

 

Od zawsze towarzyszy mi ogromna siła, jaką są słowa. Pisałam już o tym w pierwszym poście klik.

Często starałam się w słowach uchwycić rzeczywistość, taką, jaką możemy znaleźć w różnych ludziach. Sukcesów w tym wielkich nie odnosiłam, ale myśli i słowa wciąż mnie gonią i chcą, żebym je zapisywała.  

 

 

 

Dlatego właśnie piszę tego bloga-zapisuję swoje przemyślenia. 

Jako,że to nie pierwsza moja przygoda z blogowaniem, mam świadomość, że za parę lat, a może nawet miesięcy, będę mogła zobaczyć jak się wszystko zmieniało. 

 

Ostatnio przeczytałam piękne zdanie 

"znam słowa które jak atropina rozszerzają źrenice i zmieniają kolor świata".

I to właśnie nie są tylko słowa, bo niosą ze sobą emocje, przekaz, pozostawiają ślad, a nie ulatują wraz z ostatnią sylabą. 

 

"Nie tylko słowa" to kwestie, które nie przeminą z wiatrem tylko zostawią po sobie ślad. Zbudują coś albo zrujnują. Nawet, jeśli nie namacalnie, to w sercu. 



Post został napisany w ramach projektu Styczeń w słowach u Różowej Klary

czwartek, 22 stycznia 2015

Bądź idealny,czyli w pogoni za (nie)doskonałością

W Nowy Rok, gdzieś koło trzeciej w nocy gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Między innymi o postanowieniach. Pisałam o swoich na blogu, ale ze znajomymi nie miałam ochoty się nimi dzielić. Nie wiem czy wspominałam, ale mam wielki problem ze szczerością i nie lubię się zwierzać osobom, które znam w realu.Jeden kumpel powiedział, że będzie dla mnie miły. Bardzo śmieszne. Ciągle się droczymy, dogryzamy sobie i to się po prostu nigdy nie uda bo uwielbiamy to. Znamy się krótko, pół roku, ale jeśli miałabym jakąś sprawę, którą chciałabym omówić z osobą, którą znam osobiście, a z moją przyjaciółką by nie mogła to zwróciłabym się do niego.
Potem kolejka doszła do mnie i padła propozycja, że też mogłabym być miła. Z tym, że ja jestem miła, chyba, że mam na prawdę zły humor albo mam ochotę go podenerwować. W przypadku innych ludzi oprócz niego i mojej przyjaciółki jestem niemiła tylko gdy ich nie lubię albo mam bardzo zły humor, także nie jest tak źle.
Powiedziałam, że nie mam postanowień (ktoś tu ma problemy ze szczerością) i jestem idealna.
Poradnik jak rozbawić towarzystwo- rozdział pierwszy.


Dziwi mnie to, że jeśli ktoś zaczyna narzekać na swoje życie, wygląd, znajomych, rodzinę, brak pieniędzy to jest pocieszany, a osoba zadowolona jest uważana za zarozumiałą.





Nie mam tu koniecznie na myśli przytoczonej wcześniej sytuacji, ale gdybym powiedziała to wśród ludzi, za którymi z wzajemnością nie przepadam to na pewno usłyszałabym wiele niemiłych słów i wszyscy przypomnieliby mi o moich wadach.
Kilka lat temu, brałam ze swoją klasą udział w ankiecie, która dotyczyła samoakceptacji, postrzegania własnego ciała, itp.
Było pytanie o to, jakie części ciała zmienilibyśmy w sobie-chodziło o te, których nie lubimy najbardziej, nie o wszystko z czego nie jesteśmy zadowoleni.
Napisałam jedną rzecz, chociaż po głowie chodziła mi druga, ale jest to taki kompleks, że nie chciałam nawet o tym pisać.
Przez przypadek (oj kłamczucho, po prostu wolno zbierałaś kartki,żaden przypadek) przeczytałam odpowiedź dziewczyny, która jest bardzo ładna i to nie tylko moje zdanie. Owszem, ma pewną wadę, którą widać na pierwszy rzut oka, ale jest to coś co można zmienić i wiele ludzi ma z tym problem, ale koryguje to.
Jednakże miejsce przeznaczone na odpowiedź było skrupulatnie zapełnione.
Wniosek jest banalny aczkolwiek te banały trzeba często powtarzać.
Wiele ludzi nawet nie zauważa tego, czym my się zamartwiamy. Wszystko siedzi w naszej głowie.

Jako, że ideałów nie ma- każdy jest ideałem. Każdy jest wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju, a niedoskonałości czynią nas po prostu sobą. Nie warto podążać za wymarzonym "ideałem", bo nim się nigdy nie będzie. Warto pozostać sobą, a nie osobą, jaką chcą mieć inni ludzie. Z tym, że warto codziennie być lepszą wersją siebie-dla siebie.

środa, 21 stycznia 2015

Dzień Babci,czyli czego nauczyłam się od moich dziadków i ich dziadków

Podobno inteligentny człowiek uczy się ze wszystkiego-nie tylko z książek,ale także czerpie wiedzę z otaczającej go rzeczywistości, a głupi może tylko pojąć podręcznikową wiedzę.
Przy okazji Dnia Babci przypomniałam sobie te słowa.
Zastanowiłam się czego tak na prawdę nauczyłam się od swojej babci.
Moi dziadkowie są z silnego pokolenia,które pracowało ponad siły i nie dbało o siebie.
W rezultacie, moja druga babcia, o której nie będę teraz rozlegle opowiadać, mając kilka lat więcej niż mój tato teraz mówiła, że jest stara i że nie ma na nic siły. Postawiony dom, targanie w pojedynkę ciężkich worków z cementem. Potem praca, co prawda w jej przypadku umysłowa, ale jej mąż pracował fizycznie, ogród i zwierzęta. Pisząc zwierzęta nie mam na myśli psów, kotów, chociaż to też było, ale kury, owce. 
Z ich życia wyciągnęłam jeden wniosek- 
nie warto pracować ponad siły,żeby zestarzeć się w wieku pięćdziesięciu paru lat.
Mój tato, któremu niewiele wiosen brakuje do momentu, w którym moja babcia określała się jako starą, wykonuje ciężką, fizyczną pracę, ale nie dokłada sobie jeszcze. Bo myśli realistycznie i wie, że musi pracować jeszcze kilkanaście lat.

Teraz przejdę do rodziców mojej mamy.
Moja babcia jeszcze parę lat temu pamiętała wojnę, z tym, że nie były to stosunkowo beztroskie wspomnienia jak u drugiej, że dostała farby, bo na froncie zginął żołnierz, który malował i jej ojciec zabrał je, gdy miał go pochować. Nie, ona pamięta świst kuli lecącej w stronę jej ojca, który osierocił trzy córki, bo dał trochę chleba Żydom. Jej babcia uratowała życie pozostałej części rodziny, chociaż nie można tego uznać za bohaterskie-chciała go powstrzymać, zabraniała dać chleb, ale on powiedział, że dzieci trzeba nakarmić. Osoba, która doniosła wspomniała o tym i dzięki tej kobiecie siedzę sobie wygodnie przed komputerem i mogę do was pisać, bo ocaliła swoją wnuczkę- moją babcię.
Walczyła o własną rodzinę, choć mogła skazać na śmierć cudze dzieci.
Choć nigdy jej nie poznałam, podziwiam ją, chociaż może niesłusznie.
Wydaje mi się, że jestem podobna do niej- najpierw ochroniłabym siebie i swoją rodzinę, a nie obcych ludzi. 
Wracając do mojej babci-była zamknięta w sobie, latami wzbierały się w niej złe wspomnienia,potem wybuchła. Niewiele już dzisiaj pamięta,nawet mojego imienia nie pamięta, twarzy również. W dobre dni poznaje własne córki.
Staram się o tym pamiętać i nie zbierać w sobie złych emocji.

Babcia, gdy była młodą kelnerką poznała swojego późniejszego męża. Wpadka i ślub z nie do końca właściwym mężczyzną. A potem śmierć pierwszego dziecka i mimo to brnięcie w małżeństwo. Mąż alkoholik. Dwie córki. Dorobienie się mieszkania. Choroby męża. Kilka operacji. Nowotwór. A potem poważne złamanie i nie chodzenie. No i umysł coraz bardziej wysiadał.
I to właśnie kolejna nauka, którą wyciągnęłam-  



Nie zapalisz wypalonej zapałki. Pewnie, możesz się starać, zdobyć zapalniczkę, ale to już nie będzie ten sam płomień. 
Nie warto dążyć do czegoś za wszelką cenę. Trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Blue Monday

Blue Monday – wprowadzone przez Cliffa Arnalla określenie najbardziej depresyjnego dnia w roku, przypadającego jakoby w poniedziałek ostatniego pełnego tygodnia stycznia.



Zastanawiam się jak to jest,że potrafimy sobie do wszystkiego dorobić pasującą teorię.

Kiedy dzisiaj wstałam,nawet nie wiedziałam,że istnieje co takiego jak Blue Monday.
Dowiedziałam się, kiedy zła i smutna wróciłam do domu i odpaliłam internet.
Chyba tak właśnie jest z wszystkimi przesądami-kiedy się w jakiś sposób sprawdzą, zaczynasz w to wierzyć. W dodatku sam szukasz wyjaśnień i kiedy je znajdujesz, przyklaskujesz i cieszysz się, że wiesz, czemu tak się stało.
Ten wpis jakoś mi nie wychodzi.

Cóż, życzę sobie i Wam,żeby rzeczywiście to dzisiejszy dzień był tym najgorszym,a wszystkie pozostałe były o wiele, wiele lepsze.

czwartek, 15 stycznia 2015

Bądź jak najbardziej fit,albo i nie...

Ostatnio siedziałam z dwoma (dobrze odmieniłam?) koleżankami, a niedaleko nas była dziewczyna, która uprawia sport w niesamowitej ilości-biega i osiąga w tym wspaniałe wyniki,gra w siatkówkę,a do tego jeszcze robi różne ćwiczenia z różnych treningów,które można znaleźć w internecie.
W rezultacie jest niesamowicie szczupła,ma uda niemalże takie same jak łydki,oczywiście to nie są nogi,które składają się jedynie ze skóry i kości,ale są umięśnione.
Osobiście nie podoba mi się ta figura,bo preferuję zupełnie inny typ sylwetki,podobają mi się ładne,umięśnione tyłki,a ona może i ma go umięśnionego,ale nie widać tego,ponieważ tego tyłka praktycznie nie ma.
Powiedziałam to moim koleżankom no i usłyszałam,że i tak zazdroszczę,bo jej dwie nogi to moja jedna. Okej.
To nie jest tak,że jestem w 100% zadowolona ze swojej sylwetki.
Wręcz przeciwnie,mam do niej masę zastrzeżeń,tu za mało,tu za dużo,nogi całe w bliznach po pozrywanych już dawno strupach (jaka byłam wtedy głupia,mama miała rację),jakieś niedoskonałości,rozstępy,itp.
Dążę do tego,żeby być z niej bardziej zadowolona,co prawda z różnymi efektami,ale jednak.
Ale czy to znaczy,że musi podobać mi coś,co jest promowane,fit tak bardzo,itp?
Nie.

Są różne kanony piękna i to jest świetne. Nie trzeba być fit,nie trzeba być chudym,nie trzeba mieć sylwetki aktorek z lat pięćdziesiątych. Trzeba mieć sylwetkę,która będzie nam odpowiadała,a nie pozostałym,bo są różne ideały piękna i każdemu podoba się co innego.
Niby oczywiste,banalne,a wciąż trzeba o tym przypominać.

środa, 14 stycznia 2015

Dla siebie


Początkowo tekst miał być o hedonizmie, o tym, że myślenie o sobie nie jest niczym złym, a 
hedonizm=/= egoizm.
Jednakże wydarzyło się coś, co wpłynęło na to, że ten wpis będzie o czymś nieco innym.









Zrobiło mi się bardzo źle, gdy czytałam aska dziewczyny,która ma BMI wskazujące na niedożywienie i mówi,że jedyny posiłek je wieczorem i jest to chleb z masłem.

Najwspanialszą rzeczą, którą możemy dla siebie zrobić to się nie niszczyć. 





Będzie sztampowo-niedożywienie skutkuje osłabieniem, problemami z koncentracją i depresją,co powoduje,że trudniej osiągać cele,czujemy się niezrozumiani przez innych oraz ogólnym wyniszczaniem organizmu,które może doprowadzić do śmierci.

Dlatego, zróbcie coś dla siebie-nie niszczcie swojego organizmu, odżywiajcie się racjonalnie.

Ta dziewczyna, o której wspomniałam,mówi,że właśnie dla siebie nie je. Pozuje do zdjęć, jest fotomodelką. W przerwach na wizyty w szpitalu,z powodu częstych omdleń.
Z tym,że brak niektórych składników przyczynia się między innymi do szarzenia cery,wypadania włosów,itp.
Jeśli to nie jest ważne to powraca argument z koncentracją. 
A jeżeli nawet to Cię nie obchodzi to nie rób tego nawet dla siebie, tylko dla swoich bliskich.



Natomiast jeśli jesteś z tych osób,które mają brzydki zwyczaj negowania wszystkiego (zresztą tak jak ja,będąc w podstawówce doprowadzałam nauczycielkę do szału,każąc udowadniać sobie,że ziemia jest okrągła) i uważasz,że nie jesteś dla nikogo kimś ważnym to zrób to chociażby po to,żeby żyć.
A jeżeli jesteś przypadkiem, który mówi, że na życiu mu nie zależy, yolo, taki odważny, na wszystko wyjebane, itp to bądź taki odważny i nie zabijaj się na raty.
Odwaga opuściła? 
Cóż, tchórzostwo ratuje życie i powinno dostać medal za odwagę. 



I tym paradoksem wracamy do punktu wyjścia-dbaj o siebie i odżywiaj się racjonalnie.


Post został napisany w ramach  Stycznia w słowach.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Snap chaty i inne instagramy,czyli co mnie obchodzi co jadłeś na obiad i o ekshibicjonizmie słów kilka.

Miało być coś innego niż wpis o książkach,zresztą już skończyłam to wyzwanie i nie mogę powiedzieć,żeby było jakoś rozwijające dla mnie. Miało być poważniej,może jest minimalnie,bo przypomniała mi się sprawa,o której chciałam napisać i inne tematy chwilowo odeszły w odstawkę.

Chyba zaczynam przypominać już swoją siedemdziesięciu kilko letnią babcię, która wiecznie narzeka na nowe technologie, w przerwach w oglądaniu Mody na sukces, zapominając, że telewizor też można uznać jako dość nowy wynalazek. 

I o ile błogosławię facebooka, bo mogę za darmo pisać do znajomych, umówić się z nimi, itp to nie rozumiem idei snap chata.
Instagrama w sumie też, odkąd przeglądając go u przyjaciółki (sama nie mam), zobaczyłam, że istnieje hasztag #aftersex. Rly? 
Uwielbiam ekshibicjonizm w czystej formie, widziałam zdjęcie które powiedzmy, że nie było nawet after, chociaż granic dobrego smaku nie przekraczałoby, gdyby było zamieszczone na portalu typu we heart it albo tumblr. 
Wiecie, takie ładnie wyretuszowane, czarno białe zdjęcie, z piękną dziewczyną o ładnej sylwetce i przystojnym,umięśnionym chłopakiem, coś co wręcz uwielbiamy serduszkować czy co tam się robi na portalach z takimi zdjęciami.
Z tym,że wtedy nie jest to reprezentowane nazwiskiem, nie widzą tego znajomi tej osoby, itp.
Osobiście czekam na hasztag #duringsex.  
Albo filmy na snapie tak podpisane (można tam podpisywać filmy?) Chyba film tam może trwać 120 sekund, w sam raz dla szybkich zawodników.


Nie mówię od razu nie tym aplikacjom, mówię nie temu jak 98% użytkowników ich używa.
Instagram jest świetny,jeśli ktoś robi niesamowite zdjęcia. Mam koleżankę,która oprócz dobrego telefonu ma talent do ich robienia i oglądanie tych zdjęć to czysta przyjemność.
Lubię sobie też pooglądać zdjęcia z różnych miejsc,w których ktoś był w wakacje,ferie,itp. Albo ciekawe pomysły, które przydadzą się na co dzień
.Ale nie 99999 selfie w lustrze. Oczywiście z dziubkiem i obowiązkowym hasztagiem #ugly.


Za bardzo idei snapa nie ogarniam, a zwłaszcza spamowania tym kilkuset osobom, którym nie powie się na ulicy siema.
W wąskim gronie znajomych jeszcze okej, ale jak to podsumowuje mój kolega:
-Wiesz W, lubię cię, ale chuj mnie obchodzi co jesz na obiad. A ja chodzę na siłownię, żeby potrenować, a nie, żeby pochwalić się na snapie ile biorę na klatę.











Nie wiem, czy cokolwiek dało się zrozumieć z tego wpisu, ale morał jest taki-korzystajmy ze wszystkiego z umiarem, to, że coś jest popularne/ szeroko dostępne to nie znaczy, że trzeba to mieć.






"Co jest granicą, gdy patrzysz w oczy mi?
Żaden z nas, nie jest tu wyłącznie liczbą IP
Ile jest wart twój styl, vibe
Kiedy to wszystko masz w Second Life
I tylko pędzisz do domu by wejść online i odżyć?
Które z tych żyć to numer dwa? oblicz"

niedziela, 11 stycznia 2015

W ciemności

"Leonia ma piętnaście lat i oczy jak szmaragdy, które oczarowały Frederika. Pewnego dnia ta piękna dziewczyna ulega ciężkiemu wypadkowi, po którym budzi się w świecie ciemności. Traci wzrok. Jej powrót do normalnego życia jest bardzo bolesny i trudny, ale wspierają ją w tym rodzina i przyjaciele."



Leonia jest szczęśliwą nastolatką, przeżywa pierwszą miłość, żyje zwyczajnie z dnia na dzień. Ma mnóstwo planów, ambicji... Jeden moment zaważy na całym jej życiu. W ułamku sekundy traci wzrok. Dowiaduje się, że uszkodzenie wzroku jest takie, iż nigdy nie zobaczy nic poza ciemnością... Już nigdy nie zobaczy swoich najbliższych... Zamyka się w sobie, całymi dniami śpi, jest w letargu. Nie chce dłużej żyć. Tak bardzo by chciała, aby tamtego feralnego dnia nie było; niestety nie można odwrócić biegu zdarzeń.

Po bardzo długim okresie spędzonym w szpitalu wraca do domu. Chce być sama, nie chce by oglądali ją ludzie, uważa się za kalekę. Wszystko traci sens. W nowym życiu bardzo pomaga jej prezent - mały, ślepy kotek. Leonia bardzo powoli uczy się żyć w świecie ciemności. A nie jest to łatwy świat. Rzeczy tak oczywiste dla innych, dla niej są wyzwaniem. Zjedzenie posiłku, umycie się, ubranie, dla innych tak proste, zwyczajne, dla niej są kolejnymi sukcesami. A największym sukcesem jest samotna wyprawa do Niemiec...

Wielkim plusem jest postać Sebastiana-chłopaka,który stopniowo traci wzrok i wie,że nie ma dla niego szansy,więc próbuje popełnić samobójstwo,jednak w końcu odnajduje w sobie siłę i wytrwałość, żeby żyć mimo wszystko.
Książka niesamowita, pozwala zatrzymać się na chwilę, popatrzeć na życie z innej perspektywy. Daje otuchę, że utrata wzroku nie oznacza końca, pozwala dostrzec rzeczy na które wcześniej nie zwracało się uwagi. I pokazuje, na jaki podziw zasługują ludzie niewidomi, jak wielką muszą mieć odwagę by żyć normalnie w tak trudnym świecie... "W ciemności" to budząca emocje opowieść o tym, jak jedna chwila może diametralnie odmienić życie człowieka.




Wpis jest ostatnim z Wyzwania Tydzień w słowach.

sobota, 10 stycznia 2015

Bardzo biała wrona

"„Bardzo biała wrona” opowiada historię związku dwojga licealistów. Miłej, sympatycznej Natalii oraz Norberta, który pozornie wydaje się sympatyczny, ale skrywa przed dziewczyną ciemne strony swej osobowości. Dopiero gdy relacje między obojgiem stają się bardziej intymne, Natalia zaczyna odkrywać u chłopaka jego prawdziwy charakter."





Ta książka jest bardzo męcząca psychicznie, ale we wspaniały sposób. Skłania do refleksji, wywołuje wiele pytań. Nie kończymy tej książki w momencie przeczytania ostatniej strony, potem musimy jeszcze ją przemyśleć.
Lubię obyczajówki, które poruszają trudne tematy. W tym przepadku jest to przede wszystkim przemoc psychiczna w związku, ale także adopcja i wpływ traum z dzieciństwa na późniejsze życie.
Autorka doskonale radzi sobie z trudnymi tematami.

Co do bohaterów to trudno ich polubić. Natalia to typowa ofiara bez instynktu samozachowawczego, wywołuje jedynie litość, a Norberta  po prostu nie da się polubić, nie znajduję w nim żadnych zalet, oprócz piekielnej inteligencji. Tak,Norbert jest bardzo inteligentny,umie manipulować emocjami,wie na jakiej strunie zagrać jak to prawdziwy muzyk.


Książka ukazuje, że nie zawsze warto kierować się sercem, bo to co kochasz może cię zniszczyć.
A pierwsze wrażenia bywają mylne.



Wpis napisałam w ramach wyzwania Tydzień z książką. 

piątek, 9 stycznia 2015

Baśniarz

"JEGO USTA BYŁY ZIMNE JAK ŚNIEG,
ale biło z nich ciepło jedwabnej czerwonej tkaniny, tkaniny z pokładu statku. Poczuła jego język i pomyślała o wilku. „A jeśli to prawda? Jeśli ta baśń jest prawdziwa? Pocałunek i śmiertelne ugryzienie w kark. Wszystko się zgadza. Co, jeśli właśnie całuję mordercę?”.

Anna i Abel – historia miłości, rozwiewająca wszelkie wątpliwości.

ABEL TANNATEK, outsider, wagarowicz, handlarz narkotykami. Mimo to Anna zakochuje się w nim do szaleństwa, gdyż wie, że Abel ma jeszcze inne oblicze: łagodnego, smutnego baśniarza, opiekującego się młodszą siostrą. Niezwykła opowieść, którą snuje Abel, fascynuje Annę do tego stopnia, że dziewczyna nie może o niej zapomnieć. Granica między rzeczywistością a fantazją stopniowo się rozmywa. A jeśli jej fabuła wcale nie jest fikcją i obawy Anny są uzasadnione? Ten, którego kocha, może okazać się równocześnie jej największym wrogiem..."



Książka wciąga w dwa światy,wydaje się,że nawet bohaterowie nie widzą już różnicy między jawą i snem. Abel swoją opowieścią stara się wyjaśnić siostrze co się dzieje,ale chyba i on zapomniał,że ma się tylko jedno życie...

Istnieją książki, które łapią za serce, nie pozwalają o sobie zapomnieć... Ale Baśniarz to nie książka,Baśniarz to Abel. On łapie czytelnika, i to nie za serce, a za duszę. Tak ciężko o nim zapomnieć, o chłopaku, który ma niemal osiemnaście lat, który osłania się przed światem szumem w słuchawkach, który patrzy na ciebie zimno ze stron tej książki.
Tej książki się nie czyta, ją się przeżywa. I szczerze polecam każdemu ją przeżyć.
To historia o tym, jak nie powinno być, historia , pokazująca, że można wybaczyć absolutnie wszystko, to historia, gdzie zima nigdy się nie kończy. Nie każdy morderca jest zły,nic nie jest czarne ani białe,a z miłości ludzie robią przerażające rzeczy.
Powiecie mi,że się mylę? A gdybym wam powiedziała, że po prostu nie słuchacie, że żyjecie w bańce mydlanej własnego ja?
Warto też podkreślić, że Antonia Michaelis posługuje się urzekającym językiem, momentami miałam wrażenie, że czytam baśń w baśni, poetyzm wraz z sugestywnymi opisami robi wrażenie, wzrusza i onieśmiela.

Jestem zachwycona, ale też bardzo zaskoczona tą książką, która z założenia jest historią miłości, jednak bardzo dużo w niej z dramatu, thrillera czy powieści obyczajowej, spodziewałam się lekkiego czytadła, które zafunduje mi błyskawiczną podróż do świata fantazji, kolejnej historii, która przeminie z wiatrem. Należy pamiętać, że „Baśniarz” nie jest lekturą łatwą, nie jest też historią opowiadającą o kolejnej banalnej miłości nastolatków, jest to książka w której poruszane są istotne kwestie i która tworzy melancholijny nastrój zmuszający do refleksji.

Chciałabym napisać coś o bohaterach, ale nie wiem co o nich powiedzieć. Abel to postać tak złożona i pełna wewnętrznych tajemnic, iż wydaje mi się, że nawet sama autorka nie poznała go w całości. Nawet Anna nie była w stanie poznać jego całej osobowości, a byli ze sobą naprawdę bardzo blisko. Co w takiej sytuacji może zrobić zwykły czytelnik? Może tylko odkrywać razem z główną bohaterką kolejne strony Abla Tannateka,ale nawet wtedy pozostanie wielki niedosyt i gorycz jak to się wszystko skończyło...

Przede wszystkim ta książka jest o życiu. O życiu, które jest brutalne. O życiu, które nigdy nie jest piękne. O życiu, w którym jest ciężko. O życiu, które nas zawodzi. Porusza emocje, o istnieniu których często nie mamy nawet pojęcia, wywraca do góry nogami świat, który z pozoru jest tak dobrze znany, zwodzi nas do ostatnich chwil i pozwala mieć nadzieję, że jednak w tej baśni wszystko jakoś się ułoży. Ale w życiu nie ma happyendów, zostaje tylko nadzieja...

Powiem to po raz kolejny: zabrakło mi słów. Nie istnieje taki wyraz czy zdanie, które mogłoby określić tę książkę. Chciałabym jeszcze tyle o niej opowiedzieć, ale to zabrzmiałoby naprawdę bardzo trywialnie. Tej książki nie da się opowiedzieć, ją trzeba przeczytać i poczuć głęboko w sercu. Więc powiem jeszcze tylko jedną rzecz: Jeśli nie czytaliście tej książki to naprawdę powinniście żałować i w tej chwili biec do biblioteki, bo spędzicie z nią kilka pięknych wieczorów i nie wiem jeszcze ile czasu na rozmyślania. Nie pamiętam co ostatnio mnie tak poruszyło.
Książka wywołuje wielkie obrażenia w duszy i w sercu, a żeby dotrzeć do końca trzeba zaopatrzyć się w pudełko chusteczek.
Jednak musicie odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy jesteście w stanie wejść w świat ponurego Baśniarza i nie zostać nim opętani?


Przyznam, że po przeczytaniu Baśniarza czułam się jakaś... niepełna. Jakby część mnie została tam, w tej historii, u boku ukochanych bohaterów. Jakby nie do końca dotarło do mnie, że to już koniec, że przewróciłam ostatnią kartkę i nie ma nic więcej, że czas się pożegnać i odłożyć książkę na półkę. A wtedy przyszedł smutek i łzy. Nie ukrywam, Baśniarz porwał mnie do magicznego świata opowieści Abla, gdzie Mała Królowa ze swoimi przyjaciółmi przemierza bezkresny ocean na zielonym statku z żółtym sterem. I szczerze mówiąc popłynęłabym z nimi dalej, gdyby to było możliwe. Dlatego polecam Wam tę książkę, życząc udanej, niezapomnianej przygody u boku Anny i Abla oraz małej Michi. Myślę, że dla każdego będzie to podróż jedyna w swoim rodzaju. Bo pomimo baśniowego klimatu, jest w niej dużo realizmu i trudów codzienności, których czasem my, ludzie żyjący w swoich własnych bańkach mydlanych, całkowicie nie dostrzegamy. A może nie chcemy ich dostrzec?
Na tą książkę brakuje słów... Piękna i brutalna,emocjonalna i naprawdę warta przeczytania.



Post napisałam w ramach wyzwania Tydzień z książką. 

czwartek, 8 stycznia 2015

Pierwszy raz,czyli druga odsłona projektu Styczeń w słowach

Tak o pierwszych razach mówi Wisława Szymborska. 

Z tym,że wiele dni jest do bólu podobnych, tak, że prawie powtarzalnych. 

 

 

 

 

 

 

 

Boję się wielu rzeczy. Na pewno najpierw wymieniłabym śmierć i starość.    

 

Ale wielkim koszmarem jest też rutyna.

Wiecie, boję się tego,że za X lat moje życie codziennie będzie wyglądało tak samo.

Od poniedziałku do piątku praca, po pracy szybko do domu,odrabianie z dziećmi lekcji, gotowanie obiadu,sprzątanie,kłótnia z mężem,obejrzenie serialu i spać.

W sobotę sprzątanie całego domu,ewentualnie wyjście na kilka godzin z domu w celu rozrywki, przerywanej nerwowym zerkaniem na zegarek, bo trzeba przecież odebrać dzieci z zajęć dodatkowych. 

A w niedzielę kościół i rosół u teściów.

Nie chcę za te X+n lat w kalejdoskopie wspomnień widzieć tylko kilka miejsc.

Czasem słyszę, że muszę wszystko kwestionować. Rzeczy, które są przecież dla wszystkich oczywiste. To, że tak jest i kropka, nie ma nad czym się zastanawiać.

Ale czyż poglądy, które musiały się ukształtować, nie są cenniejsze niż te, które wpojono ci w dzieciństwie?

Uśmiecham się na wspomnienie pierwszych prób. Czasami jest to uśmiech nieco protekcjonalny, ale zawsze tęskny, bo tak wielka adrenalina nie będzie już raczej towarzyszyć mi przy wykonywaniu tych czynności. 

Szanuję ludzi, którzy odrzucają na bok codzienność i rzucają się w wir nowych doznań.


Wiele pierwszych razów jest jeszcze do zaliczenia, choć ich formaty są oczywiście różne.

Życzę Wam dużo pierwszych razów, mało rutyny i wielu zmian!



Wpis napisałam w ramach projektu Styczeń w słowach.

Buszujący w zbożu

"Bohaterem 'Buszującego w zbożu' jest szesnastoletni uczeń, Holden Caulfield, który nie mogąc pogodzić się z otaczającą go głupotą, podłością, a przede wszystkim zakłamaniem, ucieka z college`u i przez kilka dni 'buszuje' po Nowym Jorku, nim wreszcie powróci do domu rodzinnego. Historia tych paru dni, którą opowiada swym barwnym językiem, jest na pierwszy rzut oka przede wszystkim zabawna, jednakże rychło spostrzegamy, że pod pozorami komizmu ważą się tutaj sprawy bynajmniej nie błahe..."












Kto nie słyszał o "Buszującym w zbożu"? Właśnie,ta książka musi coś w sobie mieć.

Styl, w jakim powieść została napisana nie jest może powalający,ale nie odpycha.
Czasami odpycha główny bohater,który przybiera pozę zbuntowanego i wszystkowiedzącego, jednak wszystko oprószone jest nutą dobrego humoru, wydaje się jakby sam autor kazał nie traktować tej książki zbyt dosłownie, tylko skupić się na przesłaniu, które jest zawarte między wersami.
Chłopak to taki Piotruś Pan, ale nie do końca,bowiem Holden zdaje się dostrzegać same wady. Równocześnie zaś ma skłonności do filozofowania. Powstaje ciekawy obraz młodego, nieoczywistego i trochę zagubionego nastolatka.


I choć, jak stwierdził Holden, świat wygląda już zupełnie inaczej, a wszystko się zmienia to pewne prawdy zawarte w "Buszującym..." są niezmienne. Książka ukazuje nas samych, nasze słabości, rozchwianie emocjonalne, puste idee, naszą wielowymiarowość.









 Wpis został napisany w ramach wyzwania Tydzień z książką. 

środa, 7 stycznia 2015

Gwiazd naszych wina

       "Hazel choruje na raka i mimo cudownej terapii dającej perspektywę kilku lat więcej, wydaje się, że ostatni rozdział jej życia został spisany już podczas stawiania diagnozy. Lecz gdy na spotkaniu grupy wsparcia bohaterka powieści poznaje niezwykłego młodzieńca Augustusa Watersa, następuje nagły zwrot akcji i okazuje się, że jej historia być może zostanie napisana całkowicie na nowo.
      Wnikliwa, odważna, humorystyczna i ostra książka to najambitniejsza i najbardziej wzruszająca powieść Johna Greena, zdobywcy wielu nagród literackich. Autor w błyskotliwy sposób zgłębia ekscytującą, zabawną, a równocześnie tragiczną kwestię życia i    miłości."


Taki jest oficjalny opis książki, który możemy znaleźć, między innymi na portalu lubimyczytac.pl
I o ile pierwszy akapit nie brzmi według mnie jakoś zachęcająco to drugi tak. Co więcej, opis jest adekwatny do treści książki, a peany na cześć autora nie są przesadzone. 



„-Widzisz, to metafora: trzymasz w zębach czynnik niosący śmierć, ale nie dajesz mu mocy, by zabijał.”
Pióro mocniejsze jest niż miecz. John Green jako pisarz miał moc stworzenia postaci i odebrania im życia.

„Ta powieść powstała z linii wydrapanych na papierze (...). Zamieszkujący ją bohaterowie nie mają żadnego innego życia poza tymi liniami. Co się z nimi dzieje? Wszyscy przestaną istnieć w chwili, gdy powieść się kończy.”

Ale wraz z ostatnią stroną nie kończy się historia bohaterów. W życiu nie można tak łatwo napisać "The end". Zawsze jest coś dalej,zawsze.

„Cholernie trudno zachować godność, gdy wschodzące słońce jest zbyt jaskrawe dla twoich gasnących oczu.”
Kiedy nasze oczy gasną? Czy tylko przy umieraniu? Czy może też wtedy,gdy tracimy samych siebie? 

Hazel i Augustus zadają trudne pytania,na które staramy się wraz z nimi odnaleźć odpowiedzi,licząc,że zostało nam na to jeszcze trochę czasu.



„To nie jest książka o raku, bo książki o raku to lipa.”
To nie jest też książka o śmierci,one też są lipne. To książka o życiu.

Tak jak „Niektóre nieskończoności są większe niż inne.” tak niektóre książki są ważniejsze niż inne. Ta książka jest właśnie taka. 


Wadą tej książki jest jedynie jej ekranizacja, dlatego, jeśli nie spodobał wam się film to i tak polecam sięgnięcie po "Gwiazd naszych wina".










Wpis został napisany w ramach wyzwania Tydzień z książką.

wtorek, 6 stycznia 2015

LBA po raz drugi

Tym razem zostałam nominowana przez different. Do zabawy zapraszam wszystkich, którzy czytają ten post i jeszcze nie brali w tym roku udziału w LBA. Pytania są te same, na które odpowiadam ja, ponieważ
nie chciało mi się wymyślać nowych bardzo mi się podobają.

1. Jakie jest najlepsze ze wspomnień minionego roku?
Siedziałam na plaży. Razem ze mną byli świetni ludzie. Śmialiśmy się. Robiliśmy sobie głupie zdjęcia. Obejmował mnie fajny chłopak. Byłam szczęśliwa. To jest pierwsze.
A drugie jest takie, że graliśmy w jakąś grę karcianą i piliśmy. 
Piłam tylko tyle, że było mi przyjemnie radośnie, a rano bez kaca. 
Rozmawialiśmy. Potem chciało mi się spać i się położyłam przy tym chłopaku. Trzymaliśmy się za ręce, cmoknęłam go w usta. To też jest dobre wspomnienie.


2. Co myślisz o osobach, które się okaleczają?
Uważam, że to osoby, które mają problemy z radzeniem sobie z emocjami. Uważam także, że nie jest to dobry sposób.









3. Czy uważasz siebie za osobę, która ma w sobie coś z egoisty?
Uważam, że każdy ma w sobie egoizm. W większej lub mniejszej ilości, ale każdy. Swoją drogą określiłabym się raczej jako hedonistkę. Dążenie do własnej przyjemności-owszem, ale nie kosztem innych.


4. Opisz swoje ulubione miejsce we Wszechświecie.
Moje ulubione miejsce, hmm. Ciepłe morze, piaszczysta plaża, gorąco, świetni ludzie.








5. Chciałabyś zrobić coś dla ludzkości?
Coś,czyli? Nie mam talentu muzycznego, więc nie przekażę, tego co uważam za ważne poprzez muzykę. Na chemii się nie znam, więc leku na raka raczej nie wynajdę.
Coś co mogę zrobić dla ludzkości to chyba tylko (a może aż?) staranie się być dobrym człowiekiem. Przepuszczać w kolejce w sklepie matkę z dzieckiem (ojca też, jakoś tak matka pierwsza mi na myśl przyszła),pomagać ludziom.

6. Czy powiedziałaś kiedyś coś, przez co czułaś do siebie wstręt?
Jest pewna taka rzecz, przez którą do dzisiaj jest mi głupio, chociaż zrobiłam to będąc dzieckiem. Nie umiem za to przeprosić i mam nadzieję, że osoba, która przez to płakała już tego nie pamięta.

7. Masz jakiś sekret, który skrupulatnie ukrywasz?
Tak i pozwólcie mi ukrywać go w spokoju dalej.

8. Co uważasz za najgorszy wynalazek XXI wieku?
Może wyjdę na ignorantkę, ale nie mam pojęcia co wynaleziono w XXI wieku. Komputer,internet-to wszystko wynalazki XX wieku, chociaż dopiero w XXI stały się tak popularne i masowe.
Ale jest pewna rzecz, która denerwuje mnie w XXI wieku, chociaż nie można na pewno nazwać tego wynalazkiem. Nowy pogląd =/= wynalazek, prawda?
Denerwuje mnie to, że żyjemy w XXI wieku, ale ludzie wciąż wkręcają się w stare schematy.
Z jednej strony chcemy iść do przodu, a z drugiej powielać życie naszych rodziców, dziadków.
Niby mamy otwarty świat, możemy wyjeżdżać poza granice, ale tylko narzekamy na to, że w Polsce jest nam źle i nadal siedzimy tutaj, nic nie zmieniamy, bo się "nie da".
Niby chcemy być takimi kobietami sukcesu, ale jednak większość dochodzi do wniosku, że najlepiej byłoby urodzić dziecko w wieku dwudziestu pięciu lat. A przedtem oczywiście ślub kościelny. Co z tego, że nie wierzę w Boga? Przecież tak wypada.
Fuck, teraz na to patrzę, czytam i w sumie chyba nie przekazałam tego co chciałam, mówiłam, że krótkie odpowiedzi są najlepsze, bo pisząc długie wylatuje mi z głowy to, co było najważniejsze do przekazania.
W skrócie chodzi o to,że z jednej strony chcemy nowego, a z drugiej chcemy żyć według wcześniej ustalonego planu.



9. Czy kiedykolwiek myślałaś, że mogłabyś być kimś innym, gdyby nie coś, co się wydarzyło?
Owszem. Wszelkie nasze wybory czy też nie nasze,wydarzenia, które zdarzają się w naszym życiu kształtują nasz charakter. A gdy charakter jest inny,jesteśmy innymi ludźmi.
Przykładowo jeśli kiedyś obdarzyliśmy kogoś zaufaniem i przez to spotkała nas przykra sytuacja to potem jesteśmy ostrożniejsi,bardziej nieufni,dmuchamy na zimne. Chyba, że wcale nie uczymy się na błędach, jeśli tak to szkoda.
Albo jakieś tam doznane krzywdy, znęcanie się powodują, że jesteśmy silniejsi, potrafimy panować nad swoimi emocjami, itp.



10. Uważasz, że byłaś dziwnym dzieckiem?
Zdecydowanie tak, w przedszkolu wcale się nie odzywałam, zwłaszcza do innych dzieciaków. Odzywałam się w sumie tylko do rodziny i jednej sąsiadki, która przychodziła czasem mnie pilnować, dopóki nie przeprowadziliśmy się. Fajna pani.
Potem ta małomówność w sumie mi przeszła.

11. Na jaką czynność szkoda Ci najbardziej czasu?
Na sprzątanie. Ten pierdolnik w moim pokoju to tak na prawdę artystyczny nieład.